Suwaczek z babyboom.pl

wtorek, 29 marca 2016

Wielkanoc za nami.

Pogoda wcale u nas na południu jakoś specjalnie nie dopisuje, bo wieje, pochmurno i mało słońca, a na pewno nie jest to pogoda na dłuższe spacery z dzieckiem.A szkoda, bo u nas pod domem na wsi zawsze wieje bardziej jak to w górze, a dom znajduje się właśnie na wzgórzu. 
Zadomawiamy się powoli, ale na razie bardziej jednak na podwórku właśnie. 
Wczoraj udało nam się spędzić fajny dzień w trójkę, a sorki było nas pięć sztuk. ;)
Dodaję dwa psiaki. Naszą poczciwą staruszkę Beti i nowego obywatela, a raczej obywatelkę pilnującą podwórka. 
Ostatnio pokazałam Wam dwa psiaki, które z nami wkrótce zamieszkają. Tutaj smutna wiadomość, bo jedna psina nie doczekała się i zdechła. A szkoda :( mowa tu o kundelku. 
Po 1 kwietnia odbierzemy Terriera Walijskiego od znajomego, a jest z nami inna kundelka, coś w stylu Beagla? Sama nie wiem, tak nam się wydaje. Ma 8 miesięcy, jest radosnym i chętnym do zabawy pieskiem i widzimy, że dobrze się czuje na naszym podwórku. 
Poczciwa Betuchna nic do niej nie ma i odwrotnie, no chyba.. że czasami Sonia kundelka zechce się z Betuchną pobawić to ta wtedy ostro wystawia zęby i wygląda jak mały nietoperz! :) 

Na zdjęciu nasze dwie damy, Sonia i Beti.



Tutaj pod świerkami rośną mi takie cudowne drobniutkie kwiatuszki, tworząc cudowny dywan... Coś pięknego.. 
 Pierwszy szczypiorek w warzywniaku...

Warzywniak, który dzisiaj będziemy zapełniać najprawdopodobniej... :) ach..

Święta były zimne, a z koszyczkiem pobiegłam sama. Motylek w tym czasie fruwał po salonie z tatusiem pełnym obaw o oczy i głowę ;) hehe..
W niedzielę byliśmy u teściów, pokazaliśmy rodzince od strony męża posesję i wydaje mi się, że były osoby, które to "ruszyło" w sensie zazdrości jakiejś, czasem tak jest, że po kimś widać. 
Ale mnie to nie obchodzi. Do wszystkiego dążymy sami we dwoje i nikt nam nie pomaga. 
Jeszcze każdy patrzy na nas, żeby dać! 
Chyba nie tak powinno być, ale co poradzić takie życie w końcu mamy. 
 Poniedziałek jak pisałam wyżej spędziliśmy na wsi i było cudownie. 

Z resztą sami zobaczcie.. Czyż nie pięknie? 
Zdjęcie 1 z prawej strony domu, a zdjęcie 2 z lewej strony domu. 
Działka ciągnie się w dół jeszcze spory kawałek. 
Za mną troszkę ogródka i płot, brama i droga :) 
Tu widoki takie z dołu, wyobraźcie sobie, jaki mam widok z sypialni.. <3



Tutaj nasz Wielkanocny Króliczek zamiast Motylka ;)...
 


Chyba jeszcze nie każdy nas znalazł, a może mi się wydaje. 
Jeśli ktoś jeszcze zastanawia się kim jesteśmy to nasz poprzedni blog..

www.withoutironywoczekiwaniunabociana.blogspot.com 




niedziela, 27 marca 2016

Rok razem...


Dzisiaj mija rok od dnia, w którym pierwszy raz zobaczyliśmy naszą córeczkę. Dzień , w którym przyjechała też z nami do domu! <3
Pamiętam jak świat wirował w chwili, gdy ją pierwszy raz zobaczyłam. (teraz właśnie moja malutka, duża dziewczynka leży obok i tuli się do mnie). Wtedy miała zaledwie 3320 kg, a dziś to nasz klocuszek 9600kg :) .
Cały rok był wyjątkowy, każdy dzień cudowny i niezapomniany.
Każdego dnia dziękujemy Bogu za to szczęście i cieszymy się, że mamy naszą Amelkę!


Kochamy Cię Córeczko! ;*

wtorek, 22 marca 2016

Wezwanie do sądu. Sprawa o przysposobienie.

Właśnie dzisiaj w południe otrzymaliśmy wezwania. Osobno ja i osobno mąż. 
Niestety nic nie poszło zgodnie z planem i tu wydaje się jakby jednak sąd postawił praktycznie na swoim i wszystko zakończy się tak jak planowali od początku. 
14 marca miała odbyć się sprawa odnośnie regulacji danych Motylka, ale pisaliśmy do Dyrektora Sądu, co już pisałam na poprzednim blogu i do Wydziału Sądowego o przyspieszenie terminu. 
Odpowiedzieli, sprawa odbyła się trochę wcześniej. Uprawomocniła się 27 lutego, jednak w tym wysłano tylko do OA prośbę o ponowny wniosek o przysposobienie, na które to pismo wraz z OA odpowiedzieliśmy bardzo szybko. Mąż specjalnie jechał z podpisanym wnioskiem przez nas, do OA zaraz po otrzymaniu dokumentu i UZASADNIENIEM, które napisałam. 
Niestety telefonicznie wciąż nas zbywali od wysłania dokumentów przez OA, więc postanowiłam ponowić PROŚBĘ o przyspieszenie terminu sprawy o przysposobienie. 
Sąd mógłby przyspieszyć wszystko w trakcie jak NAM OBIECYWAŁ. Mieli ustalić termin ZARAZ PO uprawomocnieniu, natomiast minie półtorej miesiąca. 
Sprawa została wyznaczona na 12 kwietnia. 

Mogła bym książkę napisać o tym, co przeżyliśmy, ile czekaliśmy w niewiedzy, czy aby na pewno RB zostaną pozbawieni praw do naszego Motylka, czy nie wydarzy się nic złego, czy czasem po kilku miesiącach razem nagle RB nie zaczną się ubiegać o odzyskanie jej. Cały ten czas trwał od kwietnia 2015 roku do września 2015 roku, później sprawa po uprawomocnieniu trwała w zawieszeniu, bo przecież okazało się, że z przypadku został utworzone dwa akty urodzenia dziecka. 
Sąd sprawę ODŁOŻYŁ, bo po prostu jak udało mi się nieformalnie dowiedzieć SĘDZIA NIE BARDZO WIEDZIAŁ JAK TO ZROBIĆ, żeby było dobrze. Ale powinien działać. 
Sprawa od września trafiła w listopadzie do Wydziału Cywilnego, który anulował jeden z aktów po napisaniu przez nas właśnie tej PROŚBY. 
Sprawa wróciła do Wydziału Rodzinnego, a resztę napisałam wyżej. 

Tak minął w zasadzie rok, od kiedy jesteśmy razem. 
Dopóki nie otrzymamy aktu urodzenia naszego Motylka z naszymi danymi to nie będziemy spokojni, jakoś ciągle dusi nas to gdzieś i siedzi w nas, a wszyscy rodzice adopcyjni pewnie wiedzą jak to jest kiedy się czeka na akt urodzenia swojego dziecka. Czas biegnie wtedy bardzo wolno. Wręcz stoi w miejscu. 
Z tego wszystkiego nie straszne jest to, aż tak jak fakt, że dziecko jest tylko pod naszą opieką, bo opiekun prawny to ktoś ze stron, gdzie odbywa się sprawa (150 km od nas), dziecko nasze do dnia dzisiejszego pozostaje bez ubezpieczenia, bez numeru PESEL i dopiero nieformalnie dowiedzieliśmy się nie tak dawno, którego dnia się urodziła faktycznie. 
Były dwie daty, nie wiedzieliśmy, która zostanie. 
Na szczęście wszystko zmierza ku końcowi i wcale się nie nastawiam, że to będzie ostatni raz, bo już poprzednio nastawiłam się tak i NIC Z TEGO nie wyszło. Ciągle coś stało nam na drodze. 
W zasadzie, gdyby zliczyć to wszystko to 3 razy jechaliśmy z zapewnieniem, że to OSTATNIA SPRAWA, chociaż nie wszystko było uregulowane, ale jak pisałam wyżej.. trzeba by było napisać książkę na ten temat. 

Stwierdzamy zgodnie wraz z mężem, że jest wiele luk, nie dopracowanych przepisów, nie sprecyzowanych odnośnie sytuacji takich jak nasza. Powinni nad tym popracować, bo w wielu przypadkach dzieci są porzucane przez rodziców i ślad po nich ginie, a później takie dzieci jak nasz Motylek czekają na adopcję koszmarnie długi czas. I tu wyrazy szacunku jednak dla Sędziego prowadzącego, że jednak mimo niepewnej sytuacji zastosował Preadopcję w naszym przypadku, zadziałał w ciągu tygodnia, a po złożeniu do sądu dokumentów z dnia na dzień z decyzją o umieszczenie ją u nas w domu, jako przyszłych rodziców adopcyjnych. 
Gdyby nie jego decyzja wtedy to pewnie jeździli byśmy do Motylka przez ten rok.. I średnio sobie to wyobrażam głównie emocjonalnie, a co dalej za tym i finansowo. 
Na szczęście w naszej sytuacji mała jest z nami od 18 dnia swojego życia, jednak przeżyliśmy swoje przez kilka miesięcy od kwietnia do września.
Bo wyobraźcie sobie, że każdego dnia byłam z malutką cały czas, od początku jako jej mama, a w głowie miałam myśl, że w każdej chwili może ktoś zapukać do drzwi z informacją, że przyjechał po dziewczynkę, że musimy ją jednak oddać.. Pół roku, dzień w dzień. 
Każdego dnia takie uczucie słabło. Najbardziej jednak bałam się w święta Wielkanocne w zeszłym roku, bo to taki czas wiecie, rodzinny, czas przemyśleń. 
Jak się okazało dobrze się bałam, bo odnaleźli się wtedy małej RB. Coś się wtedy działo, a my nic nie wiedzieliśmy, ale ja czułam przez ten czas taki wewnętrzny ogromny niepokój w sobie. 

Gdzieś w głowie pozostaną te wspomnienia na zawsze, są trudne jak cała nasza droga do Motylka, jednak mimo wszystko gdyby ktoś dzisiaj znając dokładnie naszą historię zapytał, czy zaryzykowali byśmy raz jeszcze to szczerze z ręką na sercu oboje, zgodnie odpowiedzieli byśmy: "Tak, zaryzykowali byśmy, bo było warto! Przecież to była "walka" o naszą córkę, nasz skarb, naszą miłość, nadzieję, sens naszego życia!".

Nie wiem jak to możliwe, wierzcie mi lub nie, ale my oboje od początku, od TEGO TELEFONU wiedzieliśmy, że to nasze dziecko, widzieliśmy ją dopiero w dniu zabrania do domu, a wiedzieliśmy doskonale, że jedziemy po nasze dziecko, choćby nie wiem co! 

Tutaj z książeczką z mojego dzieciństwa.

Dziś za kilka dni minie rok. 
Wspaniały to był czas. Wyjątkowy, szczęśliwy, niezapomniany. Czas na który czekaliśmy wspólnie ponad 7 lat, bo tyle trwa nasze małżeństwo, przeżyliśmy w tym czasie wiele i dziś wiem, że to była nasza droga do szczęścia, droga do Amelki, droga do sensu naszego życia jakim jest bycie jej rodzicami :) .

Mam nadzieję, że 12 kwietnia sąd orzeknie, że jesteśmy jej rodzicami zgodnie z prawem.
Niech to się już zakończy. 
Czas cieszyć się tylko i wyłącznie sobą. 
Kocham moją rodzinę <3 .

Dzisiaj rozmawiałam z Panią, która prowadziła nas po telefonie w OA, dowiedziałam się, że zamierzają zaprosić nas na spotkanie z przyszłymi rodzicami, my też mieliśmy takie spotkanie. Dowiedzieliśmy się czegoś. 
Chcą abyśmy trochę opowiedzieli bez szczegółów o samej drodze jaką przeszliśmy, chcą abyśmy pokazali, że mimo tak wielu trudnych chwil, stresów, łez, bo przecież też były, warto jednak podejmować takie decyzje. 
Bo warto <3 

Amelka uwielbia tą książeczkę z dźwiękami zwierząt.. najbardziej lubi Ko Ko ;)










poniedziałek, 21 marca 2016

Nocne zapiski..

Od pewnego czasu w mojej głowie jedna myśl, która dotyczy powrotu do pracy. Przyznam szczerze, że średnio mam ochotę, a to już 1 czerwca niestety nastąpi.
Moja praca jest pracą głównie fizyczną, czasem chwilami wchodzę na recepcję.
Obawiam się, że jednak wejdę na sam sezon i będzie ciężko. Tym bardziej, że Amelka też potrzebuje sporo uwagi i zapewne będzie za mną tęsknić ( tj. mam taką nadzieję, że będzie..) ;)
Dodatkowo jest to, że nie będzie mnie po 12 godzin. Bo takie są właśnie zmiany.. I wcale nie ustalone w stylu dzień, noc, dwa dni wolne, tylko czasem pod rząd dwa dni, albo dwie noce..
Cały czas szukam czegoś w swoim zawodzie, ale nie spieszę się. Mamy kilka powodów dla których nie rezygnuję na razie. Wrócę chociaż na kilka miesięcy.
A do czerwca niby jest jeszcze chwila, ale jakoś tak mi to siedzi w głowie, bo wiem jak szybko zleci.
Nie ukrywam też, że ciężko będzie mi pogodzić moją pracę z mężem.. On pracuje tak jak ja. Ciężko będzie zgrać grafiki. W międzyczasie może czasem teść będzie. Teściowa często wyjeżdża za granicę.
A na moją rodzinę ze względu na brak kontaktu, przynajmniej ostatnio nie będę mogła liczyć. I szczerze mówiąc to nie wiem jak będzie.


Tak poza tym nasz Motylek tak fruwa po pokoju jak po kilku głębszych i dzisiaj znów był płacz na całego, bo runęła jak kłoda na dywan i głową o szafkę.. Na szczęście nie skończyło się jak poprzednio ! I pomyśleć, że byłam obok! Aż mi się płakać chciało.
A w nowym domu schody x 2 !!!
Będą obowiązkowo barierki, które zrobi mąż.
Szukam jeszcze sprawdzonych osłonek na rogi mebli? Może ktoś podpowie to i co jeszcze by można było? :)


Dzisiaj odwiedziliśmy Castorame.. Zakupiliśmy siatkę na klatkę dla papug, białą farbę do odświeżenia na razie, pierwsze wspólne nożyce , pierwsze cebulki kwiatów, a najlepiej mężowi podoba się jego nowa wiertarko- wkrętarka! ;) radości było co nie miara! ;)


Oczywiście mnie nic nie przypadło, ale będę szaleć podczas wyboru mebli kuchennych, podczas wyboru płytek do łazienek, kolorów ścian! Wszystko to na spokojnie, z czasem i nie na raz. Bo najpierw centralne ogrzewanie nas czeka! To był ten minus domu. Jest ogrzewanie elektryczne! Wyobrażacie sobie rachunek za prąd? Wrr..
Oczywiście początkowo będzie trzeba korzystać z takiego.


Fajne jest to, że nie mamy sąsiadów ani z jednej, ani z drugiej strony.. Jeden po przeciwnej stronie, ale podwórko ma 5 poziomów, więc nie widać nic praktycznie.
Jak tylko dostaniemy w środę klucze to dorwę aparat i porobię trochę zdjęć ;)
Więc reszta wkrótce!


W weekend odbierzemy szczeniaki. Jednak jeden będzie jeszcze nie zaszczepiony i nie odrobaczony.
Zastanawiałam się nad imieniem dla tego kundelka typu Colie- może podpowiecie coś? Chciałam takie wesołe i fajne imię :)
Jeśli nie wymyślę to będzie Zetka.
Terierka ma już wybrane, bo to męża pies- Eska jej będzie (tu nie kojarzyć z radiem , bo u nas to oznacza coś zupełnie innego!) ;)


I na koniec..
7 dziewczynka w Szczecińskim Oknie Życia.
Dobrze , że są.
Oby teraz trafiła szybko do rodziców adopcyjnych! <3


Cudowny dźwięk.. spokojny, miarowy oddech.. Śpi, czuje się bezpiecznie. Czasem rączką sprawdza czy jestem obok.. Wtedy całuję jej malutką pachnącą główkę i cichutko szepczę jej do uszka: "Jestem Motylku. Jestem. Śpij".


Dobrej nocy :)

niedziela, 20 marca 2016

Nasz Miś Panda i klucze...

Ostatnio znów zrobiło się nie fajnie na dworze. Zostaliśmy uziemieni w domu, bo kiedy taki wiatr to wolę nie wyciągać małej na spacery.
Ostatnio udało mi się wyjść jedynie na Motylkowe zakupy i cieszę się z tego, bo zaopatrzyłam Motylka w getry, płaszczyk/wiatróweczkę na chłodniejsze dni i adidaski do śmigania po dworze :)
Wszystko w bardzo porządnych cenach. 

Płaszczyk 20 zł Pepco..

 6.99 zł Pepco...

  50 zł CCC...

W piątek odwiedzili nas rodzice męża. Ja ubierałam się na zakupy w łazience, mąż robił kawę, a teściowa pilnowała Motylka.
Nagle płacz! Wbiegam do salonu, a malutka płacze.. W ruchu już łyżka, zimna.. Tata wyciągnął Cold pack z lodówki! Przykładam, malutka płacze cały czas. Niestety, nic więcej nie dało się zrobić. Okłady były, później Motylek już sobie nie dał przykładać. Skutek calej akcji PODBITE OKO! Myślałam, że zwariuję. Awanturę z mężem i teściową przeprowadziłam. Malutka dopiero UCZY SIĘ CHODZIĆ! Więc, gdy zbliża się do mebli trzeba ją trzymać i uważać bardzo. Chyba oczywiste!
Ehh..



Na szczęście nie boli to oko, nie jest źle. Nie było konieczne spotkanie z lekarzem i całe szczęście!
Wczoraj poprzedni właściciele domu wyprowadzali się. Zabrali już wszystkie swoje rzeczy. W środę prawdopodobnie otrzymamy klucze. Jeszcze ktoś ma coś tam zabrać. Cieszę się bardzo, że znaleźliśmy nasz kawałek ziemi i mamy swój własny dom. 



Za tydzień odbierzemy dwa pieski. Szczeniaki na podwórko. Dom musi mieć stróżów! :)
Oto oni:
Terrier Walijski




Kundelek, mieszany z Colie.




Nasza decyzja przemyślana od dawna. Kochamy zwierzęta.
W przyszłości planuję budowę kurniczka na 5-7 kurek niosek zielononóżek tylko na jajka.
Mąż planuje króliki i oczywiście wolierę dla ptaków, bo dwie papugi Nimfy krzyczą już w pokoju od dwóch tygodni :)
Będzie cudownie! :)




<3



sobota, 19 marca 2016

Rok od TEGO TELEFONU...

Lubię spędzać czas ze swoją córeczką. Każda chwila z nią jest wyjątkowa, niezapomniana i taka magiczna.
Uwielbiam, kiedy jest obok i z nienacka przytula się do mnie, kładąc główkę na moim ramieniu.
Czasem leżąc rano na łóżku głaszcze mnie swoją malutką rączką po ramieniu, albo po twarzy i słodko /zaczepnie uśmiecha się do mnie :)
Przez cały rok każdą prawie chwilę spędzałam z moim Motylkiem.. Był to czas najcudowniejszy w moim życiu!
Na takie piękne i radosne chwile  czekaliśmy 7 lat, które nie były łatwe.
Wspominam dzisiaj, bo mija dzisiaj ROK od TEGO TELEFONU z Ośrodka Adopcyjnego :)
Tydzień później córcia była już z nami w domu.
Jeszcze dziś pamiętam, kiedy usłyszałam:"Pani Olu, uwaga! Jest śliczna, zdrowa i 2 tygodniowa dziewczynka!" Myślałam, że zwariuję ze szczęścia. Nie wiem jak dotrzymałam do końca pracy wtedy! Żyłam tydzień czasu ze świadomością, że czeka na nas nasza córeczka. Taka malutka <3
Zobaczyliśmy ją przecież dopiero w dniu zabrania jej przez nas do domu! :)
Dzisiaj wiem, że Bóg tak chciał i właśnie taką drogę dla nas zaplanował.
Dzisiaj mija rok. Przeżyliśmy cudowne chwile i w końcu jesteśmy razem. Odnaleźliśmy się.
Dziecko to cud i dar Boży.
Nasz Motylek jest dowodem na to, że warto czekać.
I te słowa kieruję do tych przyszłych rodziców adopcyjnych, ale też do tych starających się o ciążę.
Czeka się ciężko i wydaje się , że długo..
jednak..
Warto czekać. Wierzcie.
Nie znam większej miłości, niż ta moja do córeczki. <3




Kończę wpis. Idę do mojego małego szczęścia.

czwartek, 17 marca 2016

Po telefonie do sądu...

Dosłownie wpadłam w szał...
Myślałam, że wyjdę z siebie, kiedy usłyszałam od jednej z Szanownych Pań, że: "Faktycznie przyszły sędziemu dokumenty z wnioskiem, musi się zapoznać z tym, aby wyznaczyć termin sprawy o przysposobienie małoletniej".
Tylko w ciągu ostatnich dni nic znowu nie zrobiono. Mogli tak jak obiecywali ustalić termin i dopiero zapoznawać się.
Wszystko idzie tam na tyle opornie, że mija wkrótce rok i Motylek wciąż nie jest ubezpieczony, wciąż ośrodki zdrowia, gdzie byliśmy czekają na Pesel i wydzwaniają co rusz, a ksiądz proboszcz nadal ma wpisane w swojej Księdze chrztów imię i nazwisko, które Motylek otrzyma po przysposobieniu przez nas tylko OŁÓWKIEM.
Czy tak powinno działać Polskie prawo względem małych dzieci, które czekają na adopcję?
Zdecydowanie NIE!
Tylko wydaje mi się, że sprawa naszego i innych dzieci to KOLEJNA TAKA TAM SPRAWA.. Jak o rzecz, nie jak o dziecko..
Bo jakże inaczej rozumieć to, co wyprawiają z nami.. Jak zwodzą telefonicznie.. ?!
Dlatego po prostu po wymianie spojrzeń z mężem usiadłam do laptopa, napisałam PROŚBĘ do:
Wydziału rodzinnego i nieletnich
Dyrektora Sądu
Prośba o szybkie wyznaczenie terminu o przysposobienie z podaniem informacji z jakiego powodu prosimy o to pisemnie.
Krótko i na temat.
Wysłane dziś Priorytetem poleconym.







 Na prawdę nie ogarniam tej sytuacji z naszym dzieckiem. Wiem, że była inna, niż wszystkie, cieszę się też, że Motylka mamy od 18dnia życia, ale mam żal o to, że tyle to trwa, bo wiemy doskonale, że nie działo się nic przez dłuższy czas i sprawa mogła zakończyć się wcześniej. Dużo wcześniej, tylko brakło chęci.


Tutaj nasz Motylek.. Sama stoi, sama chodzi po kilka kroczków :) jeszcze traci często równowagę, ale uparcie wstaje i idzie znowu i tak w kółko. Teraz się dopiero zacznie bieganie za Malutką ;)
Tak jak mówiła Tygryskowa Mama.. Że pójdzie nam dziecię po roczku :) i powoli idziemy :)








Zabawa naszego Motylka z piłeczkami, które jednak ubóstwia ponad wszystko!
Mamy piłki, piłeczki, kuleczki i balony. Wszystko, co okrągłe jest super. <3





Spacerki rozpoczęte na nowo. Póki co u nas tylko trochę wiatru, a pozatym słoneczko i nawet sympatycznie!
Ostatnio spacerowałyśmy po miasteczku naszym, a dzisiaj popołudnie spędziliśmy u teściów na podwórku! :)
Wiosno przybywaj i nie odchodź!
Cieszę się, że będziemy mieli swoje cudowne podwórko i wspaniały ogród! <3
Już nie możemy się doczekać!
Powoli pakujemy swoje rzeczy, których nie używamy każdego dnia.
Wkrótce przeprowadzka! :)




Motylek ma już roczek... Zleciało nie wiadomo kiedy. Aż łza kręci się w oku. Tak nam wyrosła ta nasza malutka dziewczynka! Ciągle wracam do tego, ale sama nie mogę uwierzyć, że to już za nami! :)




<3






wtorek, 15 marca 2016

Dom na wsi. Nasz dom.

Post miałam napisać już rano, ale nasz Motylek miał inne plany..
 
Dzisiaj napiszę o tych zmianach, o których wspomniałam w poprzednim blogu "na zakończenie"! ;)

Tak więc dostaliśmy kredyt, w ostatnim tygodniu podpisaliśmy akt notarialny i staliśmy się właścicielami nowego domu, który znajduje się na wsi nieopodal naszej miejscowości. Czekamy jeszcze na wpis do KW, pieniądze z banku i wtedy otrzymamy klucze, a właściciele poprzedni w ten weekend będą się ostatecznie wyprowadzać i tak też powinniśmy otrzymać kluczyki do nowego domu. 
Przeprowadzkę planujemy na koniec kwietnia, początkiem maja, ale ze względu na duży ogród, miejsce na warzywnik i duże podwórko czas tam będziemy spędzać od dnia, w którym otrzymamy klucze, aby zadbać o podwórko, bo akurat na to czas.
Bardzo chcę mieć swój warzywnik, o którym nie mam zielonego pojęcia, ale pomóc obiecał mąż i sporo szukam w necie. 
W warzywniku chciałabym kiedyś miec przede wrzystkim warzywa typu marchew, pietruszka, seler, por, sałaty, kapustę, bób, pomidorki, cebulkę, buraczki, fasolkę szparagową.. 
Tak, aby wystarczało dla naszej trójki, nie wiele.
Może ktoś coś podpowie, może ktoś ma doświadczenie? :)
W przyszłości chcę założyć kurnik i wiem już trochę na ten temat, ale wciąż zbieram przydatne informacje. Kurnik zrobimy sami, na nóżkach, z wolierą, bo będziemy mieć psa na podwórku.  
Kurek chcę nie wiele 4-6 max. Bez koguta. Bo przecież można bez.
Tyle mojego. 
Ogród naszego domu jest taki trochę tajemniczy, składa się z pięciu tarasów (poziomów), a każdy trochę inaczej wykorzystany.
Co jeszcze mogę zdradzić.. 
Będą papugi i woliera, mąż kupił już nawet dwie Nimfy, które obecnie mieszkają w klatce, razem z nami  w mieszkaniu. 
Ale wszystko w swoim czasie... 
Chcemy dwa mniejsze pieski na podwórko. 
Ale to musimy jeszcze przemyśleć. Ja osobiście wolę jednego większego. 
To takie nasze plany, mam nadzieję, że się spełnią ;) 
Wydaje się, że wkrótce..

Spełniło się moje marzenie dotyczące dziecka.. Staliśmy się rok temu rodzicami Motylka, który rozjaśnił nasz świat i nasze życie. 
Teraz spełniło się moje drugie marzenie.. własny dom na wsi. 
Jest jeszcze jedno, a dotyczy tego, abyśmy po prostu byli zdrowi i kochali się. :) 

Tutaj nasz Motylek na rowerku od cioci i wujka chrzestnego.. 
Szkoda tylko, że pogoda się zepsuła, bo spadł śnieg i nie można pojeździć pod blokiem... 

Dzisiaj nasz Motylek zadziwił nas z mężem, a ja aż piszczałam z radości, widząc jak nasze szczęście stawia bez trzymania swoje pierwsze kroczki.. 
Aż przecierałam oczy. Później stawialiśmy ją i wołaliśmy "chodź do mamy!", "chodź do taty!" na zmianę.. a nasza mała wędrowała ode mnie do męża i odwrotnie - zupełnie sama, ale jeszcze czasem zdarzyło się potknięcie i zachwianie.. 
Zapisujemy dzisiejszy dzień 15-03-2016 jako dzień pierwszych samodzielnych kroczków naszego Motylka.
Aż się serce raduje, a równie to dowód na to, jak warto czekać na szczęście. 
Nasze szczęście to adopcja, nasz Motylek.. nasz cud. 

 Wciąż czekamy na sprawę o przysposobienie naszego Motyleczka. 
Jutro będę kontaktować się z Sądem, który dzisiaj powinien otrzymać pocztę z OA z naszym wnioskiem i uzasadnieniem. 
Cieszę się, że to już bliżej jak dalej, że mała jest jednak z nami, bo mogło być przecież zupełnie różnie. 
Ale takie "uroki" preadopcji. 
W zasadzie to dziękujemy, że dostaliśmy ją szybko, może był stres i nerwów mnóstwo, ale dzisiaj znów podjęli byśmy taką samą decyzję..

A tym czasem uciekam na Hells Kitchen, bo już leci jakiś czas. 
Odezwę się wkrótce. 
Cieszę się, że mnie znalazłyście! :) 

 

poniedziałek, 14 marca 2016

Ciąg dalszy poprzedniego bloga...

Zdecydowanie innego tytułu być nie może. 
Chcę, abyście wiedziały- stałe czytelniczki, że tutaj jesteśmy właśnie my..
Amelka to nasza córeczka, którą adoptowaliśmy rok temu, prowadziłam poprzednio bloga pod nazwą:
withoutironywoczekiwaniunabociana.blogspot.com

Zmiana nastąpiła z pewnych względów osobistych, ale też dlatego, że.. 
Zaczynamy w naszym życiu nowy etap. 
Początkowo pierwszy wpis miał dotyczyć całej naszej historii, ale chcę najpierw rozpocząć pisanie, dopiero przypomnę wszystkim całą naszą historię. 
Dlaczego zdecydowałam się na taką nazwę bloga.. 
Amelka jest naszym słoneczkiem, najjaśniejszą iskierką, ale ostatnimi czasy fruwa wszędzie po domu, zaczęłam ją nazywać Motylek i tak zostało. 
Tak też będę o niej pisać tutaj. 

Zapraszamy więc do miłego czytania. 
Mam nadzieję, że odnajdziemy się z innymi...