Ostatnie dni są dobre, tylko gdzieś ja wewnętrznie mam wiele obaw, które wiążą się z moją rodziną, bliskimi mi osobami, życiem zawodowym..
Czuję taki wewnętrzny niepokój, jestem rozdrażniona, smutna, co chwila na zmianę chce mi się wyć i krzyczeć. Nic mnie nie cieszy, po prostu idę każdego dnia do przodu.
Wszystko zebrało się chyba zdecydowanie nadmiernie i stąd takie moje odczucia.
1. Po urodzinach Motylka pokłóciłam się z moją mamą, która od zawsze była trudnym człowiekiem i ciężko się z nią żyje. Tu można by było napisać po prostu najzwyczajniej w świecie osobny post? Albo raczej książkę.
Wszystko przez to, że mama bardzo wtrąca się w sprawy moje i męża, a co za tym idzie próbuje "buntować" mnie przeciwko jemu i jego rodzinie. Bo jeszcze nie wiecie, ale moja mama zawsze musi być NAJ... i tu można by stworzyć drugą część wspomnianej wyżej książki!
Mimo wielu problemów, do których sama doprowadziła nadal uważa się za NAJ, chociaż każdy w mieście całym wie wszystko. Może nawet więcej, niż My- najbliższa rodzina.
Tak czy inaczej nie pozwolę mojej mamie uczyć mojego dziecka, że:
"Babcia J. jest lepsza (czyli moja mama), od tamtej babci, bo ta babcia J. dała wnusi 500 zł na urodziny, a tamta tylko 100 zł!".
Przecież tak nie wolno. Sama byłam tak od dziecka uczona, ale dzisiaj wiem, że tak nie można i to nie jest mądre i normalne.
Ważniejsze od prezentów i pieniędzy zdecydowanie są uczucia i zdrowe relacje.
Kiedy jadę do moich rodziców i widzę zachowanie mojej mamy mam ochotę więcej nie wracać.
Kiedy jadę do teściów to chce się siedzieć i wracać.
I tu nie potrzeba pisać mi nic więcej.
Nie wiem czy i kiedy pogodzę się z rodzicami. Oprócz mamy przy okazji nie odzywa się też babcia, bo ma podobne spojrzenie na świat, jak moja mama. A tata? Mój tata to"pantoflarz" po prostu. A szkoda, bo jest cudownym, dobrym człowiekiem. Ehh..
2. Trochę brakuje mi ostatnio męża. Zajęliśmy się domem, On ciągle siedzi tam. Nie widzimy się za wiele, a na czułości nie ma czasu, a o siłach nie wspomnę. Oboje dzień w dzień jesteśmy zmęczeni mimo tego, że oboje jeszcze nie pracujemy. Mąż na urlopie, ja przecież jeszcze też.
Mąż chyba nie odczuwa tego, aż tak bardzo jak ja. W końcu to facet , poza tym jemu nie potrzeba na tyle czułości i bliskości jak mnie.
Fakt - mam Motylka, ale przecież nie zawsze wystarcza tulenie się z córeczką. Wiadomo z resztą.
3. Coraz bardziej siedzi mi w głowie mój powrót do pracy. Martwię się jak pogodzimy pracę moją i męża w trybie po 12 godzin. Będzie ciężko, a do pomocy tylko teść będzie. I to nie na długo w sensie godzina, dwie, góra trzy. Ehh..
Martwię się tym strasznie.
Tym, że będę tęsknić.
Już płakać mi się chce jak myślę, a co dopiero będzie!
I nie potrafię nie myśleć o tym. :(
4. Stresuję się bardzo przed sprawą w sądzie. Niby nie powinno się nic wydarzyć, ale już dwa razy miała być ostatnia sprawa i za każdym razem sędzia mówił:"Spotkaliśmy się tu dzisiaj w sprawie o przysposobienie małoletniej... ALE niestety..". Niestety nie tym razem i nie kolejnym. Mam nadzieję, ale wiecie.. Wtedy też miałam i tak minął rok. Ponad rok.
Będziemy wnioskować na sprawie o skrócenie terminu uprawomocnienia, ze względu na bardzo długi czas trwania całej sytuacji związanej z Motylkiem z miesiąca do 14 dni.
Wszystko zależy od tego, co zadecyduje po prostu sędzia. Ehh..
5. Martwię się jeszcze ostatnio swoim kręgosłupem, który bardzo mi dokucza. Odczuwam nie tylko ból w odcinku Th, ale też w tym miejscu mam zdrętwiały ten kręgosłup. Po prostu mam zaburzenia czucia w tym odcinku.
Oprócz tego odczuwam bóle w odcinku L kręgosłupa. Czasem, kiedy podnosząc Motylka zrobię gwałtownie ruch to chce mi się wyć z bólu. Wieczorem kładę się spać z bólem, myślę sobie, że rano nie będzie bolało. Niestety.
Jest tak samo.
Muszę pójść w końcu do ortopedy.
Najwyższy czas! Nie ma żartów.
6. Jest jeszcze sprawa taka, że sprzedający nieruchomość właściciel sprzedawał dom przez pośrednika nieruchomości. Pewną firmę. Podczas pierwszego spotkania zostaliśmy poinformowani, że wynajął ich sprzedający, ale płaci firmie kupujący, czyli tylko my. Więc zgodziliśmy się. Pośrednik chciał nam wciskać umowę z jego firmą do podpisu, ale nie zrobiliśmy tego, bo nic nie było pewne, więc czekaliśmy na spokojnie. Później podczas negocjacji przez tego pośrednika nie udało się porozumieć z właścicielami. Zrezygnowaliśmy, ale zdobyłam numer telefonu do właścicieli. Dogadaliśmy się między sobą i tu wyszło, że to oni płacą. My bardzo zaskoczeni zadzwoniliśmy do właściciela firmy nieruchomości, że my mieliśmy tylko płacić, a okazuje się, że to sprzedający płaci im. Usłyszałam, że teraz to za późno, że co ja sobie myślę, że umowa podpisana to musimy zapłacić! Właścicielka firmy wydarła się na mnie telefonicznie i na tym się skończyło. Tylko my nie podpisaliśmy umowy, ale tego jej pracownik nie powiedział!
Ostatecznie właściciel domu na jego prośbę kazał wysyłać mailowo do tej właścicielki biura nieruchomości informacje do umowy przedwstępnej i kontaktować się z nią, bo jak sam stwierdził za coś im płaci te dwa procent! Więc na prośbę właściciela domu nadal miałam kontakt. Nie było mowy o pieniądzach w tym czasie. Po czym po podpisaniu aktu notarialnego dostałam mail z zapytaniem, gdzie i jak m firma nieruchomości przesłać nam fakturę ZA POŚREDNICTWO?!?!
Odpisałam, że nie ma umowy zobowiązującej, a za ich wynajęcie zapłacili już sprzedający, bo wiedziałam to i to wszystko. Od wtedy dostałam już trzeci mail. Trzeci taki sam, bo nie odpisuję. Nie sądzę, aby mogli coś zrobić, bo po prostu się dowiadywaliśmy, że takie firmy robią tak ludzi na tzw. Jelenia i albo ktoś im zapłaci, albo nie. Ale jednak denerwuje mnie to, że pisze ta osoba, pokazując tu z resztą brak klasy i ogłady według mnie. Początkowo mieliśmy płacić my i tylko my, ale po prostu nie damy się oszukać i naciągnąć! Ehh.. Mogła bym to pisać i pisać!
Tu ostrzegam przed biurami nieruchomości, bo nie jednego naciągnęli z całą pewnością i wszyscy pośrednicy tak praktycznie działają!
Wszystko to powoduje, że jestem nerwowa, smutna, rozdrażniona i zmęczona.
Mam nadzieję, że wszystko minie i będę mogła cieszyć się swoją rodzinką i domem.
Chociaż póki co jakoś dobre samopoczucie schowałam gdzieś i nie mogę sobie przypomnieć gdzie! :/
Ostatecznie mój Motylek, największe szczęście jakie mnie w życiu spotkało.
Już sama od kilku dni chodzi po pokoju i kuchni, tylko obserwuję jak sobie radzi i w razie czego jestem w pobliżu, ale idzie coraz lepiej tej małej Perełce.
Uciekam.
Życzę wszystkim miłej soboty! :)
.