Nie było mnie malutką chwilkę, ale już jestem.
Wszystko u nas biegnie zgodnie z planem. Mąż 12 zjeżdża póki co do domu i nigdzie się nie wybiera. My z Motylkiem świetnie się mamy poza tym, że od wtorku mała ma ostre zapalenie gardła i bierze antybiotyk. I póki co bez większych rewelacji.
Ale damy radę. Oczywiście Mama Motyka również od razu zarażona, chodzi i smarka na okrągło. :)
Mała jest niesamowita, wczoraj powiedziała, że na Mikołaja chce braciszka, a najlepiej jutro już (czyt. Dziś).
DzWonilam umówić nas na spotkanie w OA w celu potwierdzenia gotowości i powrotu męża z wyjazdów po pół roku przerwy.
Jedziemy 15 listopada :) pojedziemy wszyscy w trójkę.
Pokażemy się, opowiemy co u nas..
Z rozmowy dowiedziałam się, że straszna bieda w naszym OA i mało się dzieje.
Chociaż jak oczekiwaliśmy telefony pierwszego zadzwoniłam dwa dni wcześniej i usłyszałam, że nic się nie dzieje i na pewno jeszcze troszkę poczekamy. A za dwa dni był telefon, że jest śliczna, mała dziewczynka. :) i jest z nami do dziś i do końca naszego życia <3.:)
Poza tym, że smarkam na okrągło od dwóch dni zmieniłam pracę, ale o tym wspomniałam.
Średnio mogę się odnaleźć w nowym miejscu, bo pracują tu niektórzy od lat razem i daje się wyczuc, że jestem "nowa, obca, gorsza" ale dam radę. :)
No i pracuje z dziewczynami, które mogłyby być moimi matkami. Ale to najbliższe osoby tu w nowej pracy, bo z nimi najwięcej przebywam i jest dobrze.
A jak będzie no to już czas pokaże ;)
Odezwiemy się po wizycie w OA :)