Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 28 kwietnia 2016

W nowym domu...

Mieszkamy w domu od poprzedniego czwartku, kiedy to była przeprowadzka.
Pierwsza noc była szybka, bo byliśmy zmęczeni, ale też korzystając z okazji, że Amelka śpi u moich rodziców spędziliśmy miło czas przed snem. ;-)
Kolejny dzień spędziliśmy na sprzątaniu i układanie było w sobotę. Niedziela była w domu, ale tylko ja i Amelka, bo mąż w pracy.
Odwiedzili nas znajomi z zaproszeniem na wesele.
Dopiero w poniedziałek mąż z teściem zamontowali antenę i miałam tv, a wczoraj wzięliśmy net z plusa. Okazało się, że naprzeciwko domu w polach jest ich antena! Super sprawa! :-)
Wszyscy oswajamy się nadal z nowym domem, trochę daleko mam latać po ubrania, bo na piętro, ale przywykniemy.

W zasadzie to jest jeszcze jeden plus.. mój Motylek chodzi spać od czasu przeprowadzki o 19 i to wszystko w nowym domu po prostu! 

A sam dom.. wymaga jeszcze remontu, chociaż widoki i samo położenie rekompensują zupełnie wszystko inne! 
Czujemy się tu dobrze. 
Tylko wydaje mi sie, że bardzo często obserwuje nas sąsiadka! 
Na szczęście jesteśmy oddzieleni tujami z przodu domu :-)

Odezwę się wkrótce. 


niedziela, 17 kwietnia 2016

Krótko...

Piszę dzisiaj, bo nie wiem czy uda mi się coś napisać w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że tak, ale nie wiadomo.
Dni uciekają u nas jak szalone.Amelka rośnie pięknie, jest niesamowita, dzisiaj schowała smoczek przed Tatą za siebie i mówi do niego: "Nima!" :D Sam jej tak robił, a Motylek teraz naśladuje! :)
Wciąż fascynują ją książeczki, ale ulegają chyba samozniszczeniu w rączkach Motylka! ;)
Po domu chodzi już sama, po trawce też. Całkiem świetnie jej to idzie, ale jeszcze czasem złapie zająca!
Taki nasz malutki skarbek <3 wnosi wiele radości w nasze życie i wszystko, co robimy dla niej! :)
Nie sądziłam, że wpłynie na mnie zakończenie sprawy o przysposobienie Motylka. A jednak. Czuję taki spokój w tym kierunku, jakoś mam poczucie w sobie, że jednak już na prawdę będzie dobrze i nikt nam jej nie zabierze. To takie moje poczucie bezpieczeństwa? Sama nie wiem. Ale faktycznie wewnątrz siebie uspokoiłam się.
Fajnie, że mamy tą strasznie długą drogę za sobą! Bardzo, bardzo się cieszymy! <3


Dom gotowy do mieszkania na razie. W czwartek będziemy przewozić meble z mieszkania do domu. Liczę, że wszystko sprawnie pójdzie, bo nie ma tego wiele. Nie wiem czy wszystko uda mi się poustawiać, a raczej nadzorować to ;) może by było łatwiej, gdyby były szersze schody, a na poddasze/strych to kiedyś będzie trzeba chyba oknem wciągać meble, bo schodami nie ma możliwości, chyba, że w małych częściach. Poprzedni właściciele właśnie oknem wyciągali swoje meble. Ale przecież da się radę jak będzie potrzeba. My na razie z poddasza korzystać nie będziemy, tylko biurko z laptopem i dokumentami będzie tam.
Zamówiłam firankę do Motylka pokoiku, śliczna z woalu, w dwa dzwonki, z kwiatuszkami z różem i fioletem. Będzie miała pięknie.
W salonie i kuchni firaneczki są, ale chyba dokupię zasłonki, będzie super! :)
Wszystko prawie gotowe, cieszę się bardzo. Jeszcze tylko posprzątam po wniesieniu mebli i będziemy mogli mieszkać.
Za rolety z mieszkania nic nie dostaniemy, nie zabieram dlatego, że zupełnie inne okna mam w domu, sprawdzałam i niestety. Jestem o to zła bardzo. Ale zacisnę ostatni raz zęby na to wszystko! Ale ostatni! I niech się każdy odczepi ode mnie! Nie ma nic za darmo, bo każdy chce tylko brać ale dać nie ma kto!
Tam nie będziemy mieli netu początkowo, dlatego nie wiem kiedy uda nam się odezwać!


Przepraszam też, że u Was nic nie piszę. Zupełnie brakuje mi czasu, a wieczorem chodzę spać koło 24 i jestem padnięta!


Do następnego razu! :)


wtorek, 12 kwietnia 2016

Sprawa w sądzie o przysposobienie Motylka.




Dnia dzisiejszego o godzinie 11:00 odbyła się kolejna sprawa o przysposobienie naszego Motylka. 
Na wstępie Sędzia zapytał, czy podtrzymujemy stanowisko w tej sprawie i pragniemy przysposobic małoletnią, której w trakcie całego postępowania zostały zmienione dane z nadanych sądownie, na te dane przez RB. Oczywiście odpowiedzi znacie :)
Następnie w wielkim skrócie opisał wszystko dokładnie, wyjaśnił wszystko, co działo się w tym czasie całego ponad roku i dlaczego tak długo to trwało. Oczywiście wszystko bardzo koloryzował, ale niech już będzie i tak. 
Ostatecznie również i za taki czas i życie w stresie przeprosił.
Następnie odczytał wszystko dotyczące zmian nazwiska, RB, itp. 
Wezwał nas kolejno mnie, a następnie męża i krótko zapytał czy kochamy małoletniego Motylka, czy chowa się w szczęściu i czy jest zdrowa. Odpowiedzieliśmy tu również zgodnie, że tak i ja dodałam, że kocha ją cała nasza rodzina od samego początku, że nie wyobrażamy sobie życia bez niej i kochamy ją miłością bezgraniczną :) Sędzie uśmiechnął się, zapytał czy mamy jakieś zdjęcia małej, bo widzieli ją dawno jak była jeszcze malutka. 
Pokazałam zdjęcia, był zachwycony, cieszył się, że ma się dobrze, że rośnie i jest szczęśliwa. 
Ostatecznie dodał, że cieszy się ogromnie, że do nas trafiła, że jesteśmy dla niej idealną rodziną, że widac na zdjęciach dobre warunki i także, że nic jej do szczęścia nie potrzeba!
Dodałam, że jest wysoką, zdrową, śliczną zielonooką dziewczynką, naszym oczkiem w głowie. :) 
Sędzia kiwnął, uśmiechnął się i poprosił, abym usiadła. 
Raz jeszcze przeprosił za koszmarnie długi czas oczekiwania na zakończenie. 
Poprosił, abyśmy wyszli. Przerwa. 
Po kolejnych 20 minutach poproszono nas ponownie. 
Odczytał Sędzia Orzeczenie, że przysposobienie zupełne małoletniego Motylka następuje itd... 
Że zmiana nazwiska, imion na nasze, że wnosimy o akt urodzenia zmieniony już na nasze nazwisko, itd.
Po odczytaniu powiedział, że niezmiernie cieszy się, że w końcu sprawa została zakończona, że od dziś w zasadzie Motylek jest naszą córeczką prawnie, a jedynie pozostaje czekać 21 dni na uprawomocnienie, a następnie prześlą dokumenty do USC, a później my otrzymamy już akt urodzenia Motylka. 
Życzył nam wszystkiego dobrego, szczęścia i samych radości, pogratulował cudownej córci i pożegnaliśmy się. 

Od dziś jestem właściwie już spokojną mamą cudownej i wyjątkowej córeczki, która jest moim szczęściem, spełnieniem i radością życia. Jestem dumna z tego, że to właśnie my zostaliśmy wybrani i zostaliśmy jej rodzicami, ale wierzę również, że jest to nam wszystko pisane gdzieś wysoko, daleko w gwiazdach. 
Bo każdy z nas ma jakiś swój cel w życiu. Naszym jest Amelka, nasza cudowna iskiereczka, która jest sensem naszego życia. 
W końcu po ponad roku jesteśmy pełną prawnie i oficjalnie kochającą się rodziną!

Po powrocie do domu ciągle dzisiaj z radości tulę Motyla, całuję i wiruję z nią po pokoju wyśpiewując jak bardzo ją kocham i jak bardzo jest ważna dla mnie, dla nas! :) 


Koniec tamtego etapu naszego życia. 
Początek naszego wspólnego życia! 
<3


Dziękuję za wsparcie! :) 


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Jutro sprawa...

Zbliża się dzień kolejnej sprawy o przysposobienie Amelki. Emocje są coraz większe, aż nie mogę chwilami oddychać! :) 
Wierzę mocno, że tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem i zakończymy ten etap naszego życia. 
Chcemy już móc cieszyć się sobą, być w końcu w pełni szczęśliwą i kochającą się rodziną. 
Jeśli teraz uda się zakończyć sprawę wejdziemy w pełni w nowy etap naszego życia. 
Wkrótce przeprowadzka do naszego miejsca na ziemi, gdzie będziemy mogli szczęśliwie żyć!

Chcieliśmy jutro wnioskować o skrócenie okresu uprawomocnienia na 14 dni, jednak nie jest to możliwe ze względu na nieobecność naszej Pani Opiekun Prawnej Motylka, bo wyjeżdża akurat w delegację i nie może przyjść, ale na szczęście dzisiaj złożyła w sądzie stosowne pismo, gdzie wyraża nam zgodę na przysposobienie małej, aby sprawa mogła zakończyć się jutro! :)
I oby też tak było, ale dopóki nie usłyszę nie będę pewna!



Wczoraj mimo niedzieli sprzątałam dom, wraz z moją mamą, nawet babcia włączyła się do tej akcji, a mój tata pilnował małej, dumny dziadziuś! ;)
Zostało już bardzo nie wiele, a ostateczne sprzątanie zostanie przeprowadzone już po wniesieniu mebli i ułożeniu wszystkiego na miejscu. 
Myślę, że jak dobrze pójdzie to w przyszłym, bądź kolejnym tygodniu uda nam się przetransportować meble, a rzeczy na spokojnie przewozimy już teraz. 

W końcu mamy dwa psy, póki co bawią się razem, ale mają też chwile spięcia, gdzie starsza atakuje młodszą. Jeśli tak będzie nadal to będę musiała poszukać starszej nowego domu, bo przecież nie mogą gryźć się wzajemnie. Może to chwilowa zazdrość, zobaczymy. Na pewno po wprowadzeniu mąż musi zrobić kojec, chociaż dla starszej. 

Starsza Sońka, młodsza Eska...



 

Amelka ma się dobrze, coraz lepiej chodzi, wygląda niesamowicie, kiedy tam drepcze tymi swoimi nóżkami. Potrafi już pokazywać, że się wstydzi, że się popisuje. Wciąż kradnie serca wszystkim dookoła ;)
Jest wysoką, ale jakże uroczą małą dziewczynką, ma śliczne zielone oczy i coraz dłuższe ciemno blond włoski! <3
Wciąż uważam, że jest bardzo podobna do mojego męża. 
Zauważyłam w ostatnim czasie coraz większe jej zainteresowanie książkami, czasem podtyka mi pod nos książeczki i muszę jej opowiadac i czytac po kilka razy, po czym sama później pokazuje, gdzie "koko", czyli kurka, albo kaczuszka, czy Foczka Balbinka z Helu, gdzie kotek, piesek i myszka. :)

Dzisiaj udało mi się znowu zakupić książeczki z serii OnoMaTo, które kiedyś prezentowała Mama Tygryska! :) 
Mieliśmy jedną w swojej kolekcji, teraz są już cztery. A ich cena w sklepach "Stokrotka" to jedyne 3.99 zł!
Amelka uwielbia, kiedy pokazuje mi coś, a ja mówię! ;)

Tutaj Motylek porządkuje Beti legowisko..

 

W końcu zainteresowała się również Siostrzyczką Szczeniaczka Fisher Price, która wcześniej jakoś nie przemawiała do niej ;) 

Ale wciąż ze wszystkim wygrywa muzyka, głównie Disco Polo na kanale POLO TV. 
Mąż mówi do Motylka: "Amelko pamiętaj, nóżka najważniejsza, chodziła nóżka!", a mała wtedy ugina nóżki do tańca i porusza śmiesznie nimi, wymachuje rękami, piszczy, krzyczy i kręci głową! :) 
Tancerka po tatusiu! :D


A tutaj jeszcze dzisiejsze bardzo szybkie zakupy w Pepco...


19.99 zł komplet (bluzeczka dłuższa, trochę jak sukieneczka 
plus leginsy z guziczkami na dole).

7.99 zł bluzeczka na lato...


Uciekam, jeszcze sporo przede mną dzisiaj, a jutro taki ważny dla nas dzień! :) 

Odezwę się po! 
Trzymajcie kciuki!


środa, 6 kwietnia 2016

Dobre dni.

Dzisiaj pogoda za oknem nie taka ładna jak jeszcze wczoraj, jednak liczę bardzo, że na południu łaskawie będzie i nie popada bardzo, a zaraz pojawi się słońce na razie czekamy na deszcze niestety zbliżający się z zachodu..
Mam mało czasu, a dużo do zrobienia więc tylko słów kilka.

Liczę, że wkrótce uda nam się jednak przeprowadzić do nowego domu. Zostało przemalować raz kuchnię z salonem (na biało wszystko na razie, bo będzie robione centralne) i będziemy mogli przeprowadzić resztę rzeczy. Zdecydowaliśmy się na wynajem samochodu do przeprowadzki, wszystko nam się zmieści, a w zasadzie nie mamy za wiele mebli (kuchenne, lodówkę, łóżko, łóżeczko, narożnik, regały dwa, dwie szafy i komodę) plus drobnicy trochę, ale to już chyba naszymi autami.

Amelka coraz lepiej chodzi i teraz wstaje nie tylko przy meblach, ale też sama kuca i wstaje, dzielna dziewczynka.
Słowa to nadal : dej, ide, tiku tiku, brr, mama, tata, baba, pisałam ostatnio, a nic nowego nie ma w słowniku naszej łobuziarki.
Poza tym zdrowa, wszystko dobrze.
Czekamy.
Za tydzień jedziemy na sprawę do Sądu (we wtorek).

Dzisiaj mam trochę na głowie, a mąż wrócił już do pracy.

Między nami lepiej, chociaż bywało jeszcze lepiej, ale może poprawi się wszystko jak już będzie po przeprowadzce, będzie założone centralne nad którym intensywnie myślimy, może wtedy będzie dobrze. Kiedy będziemy spokojni.
Jeszcze dodatkowo w banku wynikła sytuacja dziwna, ale o tym innym razem jak nie zapomnę! :P

Wczoraj zakupiliśmy Motylkowi huśtawkę, piaskownicę i wiaderko z zabawkami :)
Cały dzień spędziliśmy na wsi, a na obiad był grill.
Była piękna, cudowna pogoda.
Oby tak dalej!
Tak sobie radzi nasz cudowny Motylek na trawce...
 
Tutaj piaskownica, na razie bez piachu... i tu pytanie  o piach... zwykły jakiś, czy jednak kupić specjalny? Który nie koniecznie może być oczyszczany? Wie ktoś, coś? :)
 
Czasem spacerowanie po trawie kończy się jeszcze tak...
 
A po takim południu na dworku jestem padnięta...


Buziaki, pozdrawiamy! :)



niedziela, 3 kwietnia 2016

Napięta atmosfera...

Między nami dzisiaj calutki dzień właśnie nerwowo, ciągle syczymy na siebie i krzywo patrzymy, a jedyne miłe słowa od męża usłyszane dzisiaj to "Robię sobie kawę, pijesz?".
Po zjedzeniu obiadu przez Motylka pojechałyśmy we dwie na wieś, na obiad do teściów, gdzie był już mój mąż. Jeździmy osobno, bo On jeździ z samego rana i wraca dużo później od nas z naszego domu na wsi, a my jesteśmy dużo krócej. 
Motylek oczywiście w drodze zrobił sobie drzemkę, więc po prostu przełożyłam ją do wózka, zdążyliśmy zjeść obiad i ślicznotka wstała, ale mąż zadecydował, że nie zostajemy tylko wyruszamy 2 km dalej. Do swojego domu, bo mimo niedzieli On docierał w sypialni i pokoju Ameli ściany. Jest co robić, a przecież chcemy wejść i mieszkać pod koniec kwietnia. 
Na razie malujemy na biało, po prostu odświeżamy i poprawiamy pęknięcia, bo będziemy przecież w wakacje zakładać calutkie centralne! 
Początkowo mieliśmy ściągać boazerię z przedpokoju, klatki schodowej i salonu, ale na razie zostaje, bo nie jest wcale zniszczona, poczekamy już, aż będzie robione centralne, ale i tu chyba zdecyduję się ją zostawić na razie na klatce schodowej i może przedpokoju, a kiedyś się to zmieni. Zobaczymy.

Dzisiaj dzień wyjątkowo nas rozpieszczał, nawet nie wiało jak nigdy. Spędziłam z Amelką cały dzień pod domem. Słoneczko świeciło pięknie, a malutka miała nawet rowerek, który już wczoraj pojechał z domu na wieś (prezent urodzinowy od ukochanego chrzestnego i jego żony) :)
Udało nam się zrobić nawet kilka zdjęć podwórka, widoków i Motylka na rowerku. 
W zasadzie humor miałam dobry do czasu, aż znów nie zaczął syczeć na mnie mój "szanowny"! 
Była już godzina 18 więc zawinęłyśmy się z Motylkiem do domu nie mówiąc nic nikomu! Oo! I tyle.

Na wsi jest jedna ulica, sklep. Życie płynie zdecydowanie wolniej, spokojnie, a koło godziny 16 w stronę sklepu kierują się jeden za drugim okoliczni Zombie (tak nazwałam mężczyzn w wieku około 40-70 może), spożywają tam alkohol w godzinach do południa, kiedy otwarty jest sklep i popołudniu, kiedy otwierają go ponownie po przerwie obiadowej. W przeciwnym wypadku siedzieli by tam chyba cały czas! 
Jest nawet jeden Zombie spacerujący cały dzień o kulach w tą i tamtą bez celu. Regularnie za każdym przejazdem moim, męża czy kogoś innego zapewne kiwa grzecznie "Dzień dobry" głową! ;) 
Dzisiaj w drodze do domu około 18 musiałam uważać mijając drogę "ze sklepu", aby czasem nie rozjechać któregoś Zombie! ;)
Komicznie to wygląda z boku, muszę się przyzwyczaić, bo dla mnie ten nie codzienny widok stanie się codziennym widokiem, takie życie codzienne okolicznych sąsiadów. Na szczęście nie zza płota, bo takowych nie mamy, jedynie na przeciwko stoi dom sąsiadów, którzy mają dwóch synów, a Ci mają żony i dzieci i nawet się trzymają, prowadząc większe gospodarstwo! ;)

Amelia, mój cudowny Motylek bawi się właśnie na środku salonu, od czasu do czasu spacerując, kolacja gotowa dla mnie i "szanownego" męża (chociaż nie zasługuje ostatnio wcale!), za chwilę kąpiel malutkiej, a później mlekunio i jakieś tv. Relaks! ;)

Humor ogólnie mieszany, raz weselej, raz chce mi się płakać, chyba po prostu taki mam czas, a nie ukrywam, że gnębią mnie sprawy o których pisałam w dwóch poprzednich postach. Ehh..

Kilka zdjęć z naszego "W"...












 
 
 Właśnie wrócił "szanowny" kończę więc, a poza tym...

...mój mały berbeć zmierza właśnie do mnie z pluszową lalą i pokazuje, że "Tu ma lala oko, a tu ma lala usta", bo akurat ta wersja lali nie ma nosa! :D ;)

Ehh..

Czasem są w życiu człowieka takie chwile, kiedy ma ochotę rzucić wszystko i uciec jak najdalej!
Przychodzi w pewnym momencie taki czas, kiedy chce się krzyczeć "Dajcie Wy mi wszyscy święty spokój!".
No właśnie..
Od jakiegoś czas ciągle brakuje nam czasu na wszystko i chyba jestem zmęczona tym nowym domem, ciągłą jazdą tam w wersji (ja, Motylek, pies i cała sterta zakupów, torba dla Motylka, moja torebka), każdego dnia mam coś na głowie i coś do załatwienia, a mąż po prostu jedzie sobie tam rano i ma na głowie jedynie to, co trzeba tam zrobić. Też bym tak wolała.
On twierdzi, że czego to on tam nie robi, ale jednak to ja dźwigam po tysiąc razy dziennie Motylka, zakupy, to ja gotuję, sprzątam w mieszkaniu i robię zakupy, które nie są lekkie. Później, gdy wieczorem śmie ja w ogóle powiedzieć, że jestem zmęczona to słyszę, że przecież siedzę z dzieckiem w domu i nic nie robię! Jak ja tak w ogóle mogę mówić, jak to on zarobiony wraca ze wsi padnięty, wykończony i poraniony na rękach od ciężkiej pracy!

Nawet dzisiaj nie miałam prawa wyboru i MUSZĘ jechać na obiad do teściowej, bo zadzwonił wczoraj, że BĘDZIEMY, a ja chciałam siedzieć dzisiaj w domu z małą, wyjść na jakiś spacer, zamiast na okrągło jeździć w tą i tamtą.. Ale nie wolno nam, bo znowu muszę jechać do "ukochanej teściowej", a jeszcze żeby byli sami z teściem, a to przyjedzie siostrunia z rodzinką.. znowu będę musiała się ciągle sztucznie uśmiechać, wysłuchiwać "darcia mordy" dwóch dzieciaków, które zachowują się jakby je na niedzielę wypuszczali z zoo.. bo wierzcie mi znam dużo dzieci, ale te są wyjątkowo rozwydrzone!

Mam okropne nerwy na mojego męża, o to właśnie, że nie pyta mnie o zdanie już drugi raz w tym tygodniu (pierwszym razem zrobiłam zakupy na obiad, zrobiłam specjalnie dla niego obiad i bez mała gotowa jechać z nim dostaję telefon, że DZISIAJ OBIAD U MAMUSI!) yyy.. że jak?!
Pieprznęłam to wszystko i na tym by był koniec.
Dzisiaj to samo. Ehh..
Brakuje mi słów normalnie.
Kolejna kwestia jest taka, że dzisiaj usłyszałam, że to mąż zarabia tyle, co trzy moje wypłaty i to on decyduje o zostawieniu rolet w mieszkaniu itp. Nie ja.
Ja nie mam nic do powiedzenia, bo teraz jestem na macierzyńskim, bo ja zarabiam grosze, a jak znajdę może pracę jak on to wtedy też MOŻE będę mogła mieć swoje zdanie i coś do powiedzenia.

Na wsi ciągle ktoś mi przeszkadza, a ja jak to ja albo zrobię w chwili, gdy Motylek ma dobry humor i siedzi w wózku, albo nie zrobię nic, bo chce chodzić. Wiadome. To tylko dziecko, ale kiedy zaczynam plewić skalnik i ktoś przyjeżdża (teście, albo siostrunia męża), bo taką mają ochotę - to normalnie szlag jasny mnie trafia.
Po 1 nie przepadam za nimi i to tutaj wiecie.
Po 2 mam dużo roboty i jestem sama z dzieckiem, bo mąż zabiera się i robi, co swoje.
Po 3 chciałam dom, aby mieć święty spokój, ciszę i czas dla nas.

I mam nadzieję, że jak się wprowadzimy to pielgrzymki się skończą, bo nie jestem też darmową kawiarnią, herbaciarnią i niczyim sponsorem, bo owszem kupiliśmy dom, ale siostruni męża zrobiliśmy też remont mieszkania, które należy do teściów i nikt nie zapytał za co teraz wyremontujemy dom, będziemy to robić powoli, jak będą pieniądze, bo nas nie stać na inne wyjście po prostu.
Tylko to teściów nie obchodzi, a jak powiedzieliśmy ostatnio, że zabieram meble kuchenne do domu z mieszkania (nasze są), a nie odsprzedam (za złotówki jak to powiedziała teściowa !) szwagierce, to widziałam minę i pytanie "Ale jak to?!" - a no tak to, nie stać nas na nowe meble, a ja się jeszcze głupia tłumaczyłam z tego!
Ale koniec. Dzisiaj wcale nie będę na obiedzie miła, bo nie muszę tam jeździć.

Awanturę w domu zrobiłam też przez męża i jakoś nie specjalnie się tym przejął. Potrafi tylko dogadywać. 
A ja stanęłam w obronie jego i jego rodziny przeciwko swojej rodzinie!

Czasem tylko zastanawiam się, czy warto było, bo mąż jakoś nie utwierdza mnie w tym, że tak tylko, że nie!

Uciekam. 
Odetchnę to napiszę!
Chce mi się wyć i tyle. 
Wszystko pisane w chaosie, ale chciałam się "wypisać"! :( 



piątek, 1 kwietnia 2016

Moje zmartwienia.

Ostatnie dni są dobre, tylko gdzieś ja wewnętrznie mam wiele obaw, które wiążą się z moją rodziną, bliskimi mi osobami, życiem zawodowym..
Czuję taki wewnętrzny niepokój, jestem rozdrażniona, smutna, co chwila na zmianę chce mi się wyć i krzyczeć. Nic mnie nie cieszy, po prostu idę każdego dnia do przodu.


Wszystko zebrało się chyba zdecydowanie nadmiernie i stąd takie moje odczucia.


1. Po urodzinach Motylka pokłóciłam się z moją mamą, która od zawsze była trudnym człowiekiem i ciężko się z nią żyje. Tu można by było napisać po prostu najzwyczajniej w świecie osobny post? Albo raczej książkę.
Wszystko przez to, że mama bardzo wtrąca się w sprawy moje i męża, a co za tym idzie próbuje "buntować" mnie przeciwko jemu i jego rodzinie. Bo jeszcze nie wiecie, ale moja mama zawsze musi być NAJ... i tu można by stworzyć drugą część wspomnianej wyżej książki!
Mimo wielu problemów, do których sama doprowadziła nadal uważa się za NAJ, chociaż każdy w mieście całym wie wszystko. Może nawet więcej, niż My- najbliższa rodzina.
Tak czy inaczej nie pozwolę mojej mamie uczyć mojego dziecka, że:
 "Babcia J. jest lepsza (czyli moja mama), od tamtej babci, bo ta babcia J. dała wnusi 500 zł na urodziny, a tamta tylko 100 zł!".
Przecież tak nie wolno. Sama byłam tak od dziecka uczona, ale dzisiaj wiem, że tak nie można i to nie jest mądre i normalne.
Ważniejsze od prezentów i pieniędzy zdecydowanie są uczucia i zdrowe relacje.
Kiedy jadę do moich rodziców i widzę zachowanie mojej mamy mam ochotę więcej nie wracać.
Kiedy jadę do teściów to chce się siedzieć i wracać.
I tu nie potrzeba pisać mi nic więcej.
Nie wiem czy i kiedy pogodzę się z rodzicami. Oprócz mamy przy okazji nie odzywa się też babcia, bo ma podobne spojrzenie na świat, jak moja mama. A tata? Mój tata to"pantoflarz" po prostu. A szkoda, bo jest cudownym, dobrym człowiekiem. Ehh..


2. Trochę brakuje mi ostatnio męża. Zajęliśmy się domem, On ciągle siedzi tam. Nie widzimy się za wiele, a na czułości nie ma czasu, a o siłach nie wspomnę. Oboje dzień w dzień jesteśmy zmęczeni mimo tego, że oboje jeszcze nie pracujemy. Mąż na urlopie, ja przecież jeszcze też.
Mąż chyba nie odczuwa tego, aż tak bardzo jak ja. W końcu to facet , poza tym jemu nie potrzeba na tyle czułości i bliskości jak mnie.
Fakt - mam Motylka, ale przecież nie zawsze wystarcza tulenie się z córeczką. Wiadomo z resztą.


3. Coraz bardziej siedzi mi w głowie mój powrót do pracy. Martwię się jak pogodzimy pracę moją i męża w trybie po 12 godzin. Będzie ciężko, a do pomocy tylko teść będzie. I to nie na długo w sensie godzina, dwie, góra trzy. Ehh..
Martwię się tym strasznie.
Tym, że będę tęsknić.
Już płakać mi się chce jak myślę, a co dopiero będzie!
I nie potrafię nie myśleć o tym. :(


4. Stresuję się bardzo przed sprawą w sądzie. Niby nie powinno się nic wydarzyć, ale już dwa razy miała być ostatnia sprawa i za każdym razem sędzia mówił:"Spotkaliśmy się tu dzisiaj w sprawie o przysposobienie małoletniej... ALE niestety..". Niestety nie tym razem i nie kolejnym. Mam nadzieję, ale wiecie.. Wtedy też miałam i tak minął rok. Ponad rok.
Będziemy wnioskować na sprawie o skrócenie terminu uprawomocnienia, ze względu na bardzo długi czas trwania całej sytuacji związanej z Motylkiem z miesiąca do 14 dni.
Wszystko zależy od tego, co zadecyduje po prostu sędzia. Ehh..


5. Martwię się jeszcze ostatnio swoim kręgosłupem, który bardzo mi dokucza. Odczuwam nie tylko ból w odcinku Th, ale też w tym miejscu mam zdrętwiały ten kręgosłup. Po prostu mam zaburzenia czucia w tym odcinku.
Oprócz tego odczuwam bóle w odcinku L kręgosłupa. Czasem, kiedy podnosząc Motylka zrobię gwałtownie ruch to chce mi się wyć z bólu. Wieczorem kładę się spać z bólem, myślę sobie, że rano nie będzie bolało. Niestety.
Jest tak samo.
Muszę pójść w końcu do ortopedy.
Najwyższy czas! Nie ma żartów.


6. Jest jeszcze sprawa taka, że sprzedający nieruchomość właściciel sprzedawał dom przez pośrednika nieruchomości. Pewną firmę. Podczas pierwszego spotkania zostaliśmy poinformowani, że wynajął ich sprzedający, ale płaci firmie kupujący, czyli tylko my. Więc zgodziliśmy się. Pośrednik chciał nam wciskać umowę z jego firmą do podpisu, ale nie zrobiliśmy tego, bo nic nie było pewne, więc czekaliśmy na spokojnie. Później podczas negocjacji przez tego pośrednika nie udało się porozumieć z właścicielami. Zrezygnowaliśmy, ale zdobyłam numer telefonu do właścicieli. Dogadaliśmy się między sobą i tu wyszło, że to oni płacą. My bardzo zaskoczeni zadzwoniliśmy do właściciela firmy nieruchomości, że my mieliśmy tylko płacić, a okazuje się, że to sprzedający płaci im. Usłyszałam, że teraz to za późno, że co ja sobie myślę, że umowa podpisana to musimy zapłacić! Właścicielka firmy wydarła się na mnie telefonicznie i na tym się skończyło. Tylko my nie podpisaliśmy umowy, ale tego jej pracownik nie powiedział!
Ostatecznie właściciel domu na jego prośbę kazał wysyłać mailowo do tej właścicielki biura nieruchomości informacje do umowy przedwstępnej i kontaktować się z nią, bo jak sam stwierdził za coś im płaci te dwa procent! Więc na prośbę właściciela domu nadal miałam kontakt. Nie było mowy o pieniądzach w tym czasie. Po czym po podpisaniu aktu notarialnego dostałam mail z zapytaniem, gdzie i jak m firma nieruchomości przesłać nam fakturę ZA POŚREDNICTWO?!?!
Odpisałam, że nie ma umowy zobowiązującej, a za ich wynajęcie zapłacili już sprzedający, bo wiedziałam to i to wszystko. Od wtedy dostałam już trzeci mail. Trzeci taki sam, bo nie odpisuję. Nie sądzę, aby mogli coś zrobić, bo po prostu się dowiadywaliśmy, że takie firmy robią tak ludzi na tzw. Jelenia i albo ktoś im zapłaci, albo nie. Ale jednak denerwuje mnie to, że pisze ta osoba, pokazując tu z resztą brak klasy i ogłady według mnie. Początkowo mieliśmy płacić my i tylko my, ale po prostu nie damy się oszukać i naciągnąć! Ehh.. Mogła bym to pisać i pisać!
Tu ostrzegam przed biurami nieruchomości, bo nie jednego naciągnęli z całą pewnością i wszyscy pośrednicy tak praktycznie działają!




Wszystko to powoduje, że jestem nerwowa, smutna, rozdrażniona i zmęczona.
Mam nadzieję, że wszystko minie i będę mogła cieszyć się swoją rodzinką i domem.
Chociaż póki co jakoś dobre samopoczucie schowałam gdzieś i nie mogę sobie przypomnieć gdzie! :/


Ostatecznie mój Motylek, największe szczęście jakie mnie w życiu spotkało. 
Już sama od kilku dni chodzi po pokoju i kuchni, tylko obserwuję jak sobie radzi i w razie czego jestem w pobliżu, ale idzie coraz lepiej tej małej Perełce. 




Uciekam. 
Życzę wszystkim miłej soboty! :)


.