Między nami dzisiaj calutki dzień właśnie nerwowo, ciągle syczymy na siebie i krzywo patrzymy, a jedyne miłe słowa od męża usłyszane dzisiaj to "Robię sobie kawę, pijesz?".
Po zjedzeniu obiadu przez Motylka pojechałyśmy we dwie na wieś, na obiad do teściów, gdzie był już mój mąż. Jeździmy osobno, bo On jeździ z samego rana i wraca dużo później od nas z naszego domu na wsi, a my jesteśmy dużo krócej.
Motylek oczywiście w drodze zrobił sobie drzemkę, więc po prostu przełożyłam ją do wózka, zdążyliśmy zjeść obiad i ślicznotka wstała, ale mąż zadecydował, że nie zostajemy tylko wyruszamy 2 km dalej. Do swojego domu, bo mimo niedzieli On docierał w sypialni i pokoju Ameli ściany. Jest co robić, a przecież chcemy wejść i mieszkać pod koniec kwietnia.
Na razie malujemy na biało, po prostu odświeżamy i poprawiamy pęknięcia, bo będziemy przecież w wakacje zakładać calutkie centralne!
Początkowo mieliśmy ściągać boazerię z przedpokoju, klatki schodowej i salonu, ale na razie zostaje, bo nie jest wcale zniszczona, poczekamy już, aż będzie robione centralne, ale i tu chyba zdecyduję się ją zostawić na razie na klatce schodowej i może przedpokoju, a kiedyś się to zmieni. Zobaczymy.
Dzisiaj dzień wyjątkowo nas rozpieszczał, nawet nie wiało jak nigdy. Spędziłam z Amelką cały dzień pod domem. Słoneczko świeciło pięknie, a malutka miała nawet rowerek, który już wczoraj pojechał z domu na wieś (prezent urodzinowy od ukochanego chrzestnego i jego żony) :)
Udało nam się zrobić nawet kilka zdjęć podwórka, widoków i Motylka na rowerku.
W zasadzie humor miałam dobry do czasu, aż znów nie zaczął syczeć na mnie mój "szanowny"!
Była już godzina 18 więc zawinęłyśmy się z Motylkiem do domu nie mówiąc nic nikomu! Oo! I tyle.
Na wsi jest jedna ulica, sklep. Życie płynie zdecydowanie wolniej, spokojnie, a koło godziny 16 w stronę sklepu kierują się jeden za drugim okoliczni Zombie (tak nazwałam mężczyzn w wieku około 40-70 może), spożywają tam alkohol w godzinach do południa, kiedy otwarty jest sklep i popołudniu, kiedy otwierają go ponownie po przerwie obiadowej. W przeciwnym wypadku siedzieli by tam chyba cały czas!
Jest nawet jeden Zombie spacerujący cały dzień o kulach w tą i tamtą bez celu. Regularnie za każdym przejazdem moim, męża czy kogoś innego zapewne kiwa grzecznie "Dzień dobry" głową! ;)
Dzisiaj w drodze do domu około 18 musiałam uważać mijając drogę "ze sklepu", aby czasem nie rozjechać któregoś Zombie! ;)
Komicznie to wygląda z boku, muszę się przyzwyczaić, bo dla mnie ten nie codzienny widok stanie się codziennym widokiem, takie życie codzienne okolicznych sąsiadów. Na szczęście nie zza płota, bo takowych nie mamy, jedynie na przeciwko stoi dom sąsiadów, którzy mają dwóch synów, a Ci mają żony i dzieci i nawet się trzymają, prowadząc większe gospodarstwo! ;)
Amelia, mój cudowny Motylek bawi się właśnie na środku salonu, od czasu do czasu spacerując, kolacja gotowa dla mnie i "szanownego" męża (chociaż nie zasługuje ostatnio wcale!), za chwilę kąpiel malutkiej, a później mlekunio i jakieś tv. Relaks! ;)
Humor ogólnie mieszany, raz weselej, raz chce mi się płakać, chyba po prostu taki mam czas, a nie ukrywam, że gnębią mnie sprawy o których pisałam w dwóch poprzednich postach. Ehh..
Kilka zdjęć z naszego "W"...
Właśnie wrócił "szanowny" kończę więc, a poza tym...
...mój mały berbeć zmierza właśnie do mnie z pluszową lalą i pokazuje, że "Tu ma lala oko, a tu ma lala usta", bo akurat ta wersja lali nie ma nosa! :D ;)
Oby wszystko wyszło na prostą jak najszybciej, żebyś nie musiała się zamartwiać.
OdpowiedzUsuńUściski;*
Wioska prawie jak w serialu Ranczo😊Tam też sklep jest centrum świata.
OdpowiedzUsuńFajny ten psiak!!!Wszystko się uspokoi jak skończycie remont😊Pozdrawiam!!!
Takie to uroki wsi, choć myślę, że pozytywów jest więcej. Mnie ciągnie za miasto, ale M stanowczo się sprzeciwił. Pewnie ma rację, bo jestem niezmotoryzowana i byłoby mi trudno.
OdpowiedzUsuńKochana mam nadzieję, że jak ogarnięcie się z tymi remontami wyjdziecie na prostą i będziecie się cieszyć Waszym miejscem na ziemi. Ten czas jest dość stresujący, a jeszcze osoby trzecie nie ułatwiają sytuacji.
Pięknie tam macie. I kawałek warzywniaka chyba zauważyłam.
Odezwę się lada dzień.
Cudny macie ten ogród, tylko czekać aż kwiatki zakwitną (ależ będzie pięknie) :) Amelcia będzie miała gdzie hasać ;) Trzymam kciuki, aby wszystko ułożyło się po Twojej myśli.
OdpowiedzUsuńTak to w życiu, cxasem słońce, czasem deszcz. Za chwile będziesz działać w ogródku wiec nie będzie czasu na smutki. Uściski dla Amelki!
OdpowiedzUsuńPieknie tam u Was! A remonty - ech.. .to zawsze trudny czas. Trzeba go przetrwać, przeczekać...jakoś...:(
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce. Tyle przestrzeni. A zombie? Oni są niestety wszędzie- nawet u nas, na obrzeżach miasta. Współczuję ich żonom, matkom... Koszmar taki nałóg.
OdpowiedzUsuńCo do męża- przykro mi bardzo :(
Cudne miejsce, Wasz kawałek świata.
OdpowiedzUsuńOby wszystko się ułożyło po Waszej myśli i abyście mogli cieszyć się tym urokliwym domkiem bez zawirowań.
Buziaki
Najważniejsze, że Ty jesteś zadowolona i kochasz to miejsce. Ja niestety jestem do bólu miastowa, choć mieszkam aktualnie trochę jak na wsi. Ogródek kocham i nienawidzę jednocześnie, strasznie dużo przy tym pracy.
OdpowiedzUsuń