sobota, 1 października 2016

Słów kilka od Nas..

Ciągły brak czasu.. myślę, że większa połowa wie, co to znaczy, szczególnie wtedy, gdy w domu maluszki.. albo i jeden ;)

Jak wiecie zmieniłam pracę, stałam się inną osobą, co sama zauważam i nie tylko, bo również osoby z mojego otoczenia. Wypoczęta, zadbana, uśmiechnięta, chętna na wypad na imprezkę, do znajomych, na spacer z dzieckiem.. a nie tak jak wcześniej, że po powrocie z pracy chciałam lulu, a później myślami byłam na kolejnej morderczej zmianie w pracy, bo bałam się, że w końcu nie dam rady i zastanawiałam się, co mnie tak czeka tym razem. Dziś jest inaczej.. w końcu, po czterech latach zaryzykowałam. 
Mam umowę na czas określony, na razie próbną. 
Co prawda kierownik i menadżer wymagają i jest sporo pracy, ale przy biurku głównie, przy komputerze, pracy papierkowej.. a nie wycieńczającej fizycznie i psychicznie jak poprzednio. 
Ostatecznie z byłą kierowniczką poszarpałam się jeszcze słownie o pieniądze, najpierw zamiast do ostatniego dnia umowy to wypłaciła mi 7 dni później tj. 10 dnia września, zamiast 3 zgodnie z końcem umowy, a jeszcze dostałam samą wypłatę! Halo, a gdzie moje pieniądze za urlopy? !?!
Zadzwoniłam, zapłaciła mi jedynie marne 50 zł za dniówkę z urlopu, a zgodnie z przepisami wyszło mi trochęę więcej! 
Stwierdziłam, że telefon nic nie da, więc napisałam mail na służbową pocztę, z informacjami ile mi wypłaciła, że nie zgadzam się z taką sumą, bo zgodnie z prawem wychodzi mi tyle i tyle, za tyle i tyle dni. 
Chciała mnie przerobic na 500 zł...
Dla kogoś to może mało, ale dla mnie bardzo dużo, bo to moje pieniądze!
Pożegnałyśmy się nie bardzo, a szkoda, bo jednak była jako osoba w porządku, na koniec wyszło szydło z worka. 
W nowej pracy mam płacone za nocne godziny, jasno określono, że należy mi się więcej urlopu ze względu na studia i dwa lata pracy. Po prostu bez porównania... 
W pracy koleżanki bardzo ok, przynajmniej na tą chwilę. 
Kierownik, który również pracuje wśród nas.. a taki o .. też ok jak na kierownika :) 
Menadżer ma zazwyczaj gorzkie żale, ale ogólnie da się z nim życ, czasem pewnie trzeba będzie się nasłuchac, ale kurde.. przecież taka rola menadżera.. ;)

W małżeństwie naszym średnio i wcale nie zamierzam nic ukrywac, ciągłe kłótnie, a raczej ostra wymiana zdań.. chyba oboje jesteśmy tym coraz bardziej zmęczeni, bo mimo chęci przez dłuższy czas po pewnym incydencie (pisałam kiedyś) nie jesteśmy w stanie dojśc do porozumienia. 
Poza tym od kiedy zmieniłam pracę schudłam, zaczęłam dbac o siebie, a pracuję tu z facetami i mąż stał się zazdrosny.. to jeszcze bardziej sprawia, że więcej ostrych słów kierujemy w nasza stronę, chociaż wcale tego nie chcę, ale się nie da. 
W poprzedniej mężczyzn nie było. 

A ja w tym wszystkim.. coraz mniej się przejmuję, bo bardzo psychicznie męczyłam się myśląc o awanturach, ciągle złym mężu, jego fochach.. wyluzowałam, co ma byc to będzie, bo inaczej chyba bym zwariowała. 
I to nie jest tak, że nie walczyłam. Bo walczyłam przez całe nasze małżeństwo. 
Dużo zmieniło się u nas po stracie Zosieńki, po moim wypadku, a mimo tylu złych chwil byliśmy razem, ale to już nie było nigdy to, co na początku. 
Z biegiem lat pozmieniało się wiele.. była chwila, gdy pojawiła się mała, gdy staraliśmy się o nią, kiedy było dobrze, ale to minęło szybko i od sporego czasu jest jak wcześniej. 
Dlatego poczekam, ale czuję, że może się to różnie zakończyc. 
Oboje myślimy tu o dobrze malutkiej, chcielibyśmy aby miała całą rodzinę, tylko czy warto? Czy jest sens? 
Czas pokaże. 

Amelka ma się dobrze, jest zdrowa, śliczna, rośnie, rozrabia, łobuzuje ile się da, polubiła misie, z jadka zrobiła się niejadkiem.. woła mama, baba, tata, dziadzia, teti (na psa Beti), siooo (na muchy), pippa (na pipke, albo świnkę Peppe), fuuu (na fujkę kiedy zrobi).. inne słowa też ale są mniej lub więcej zrozumiałe, a dzisiaj wpadłam na chwilę i robi się coraz dłuższy wpis. 
Amelka to moje oczko w głowie, największy skarb i sens życia, myślę też, że i dla niego jest tym samym co dla mnie.. :) a to najważniejsze. 

Dom doprowadziliśmy powoli do ładu.. mieszkamy i w sumie wszystkim chyba dobrze nam tutaj. 
Szkoda tylko, że między nami dwojgiem tak jakoś już pusto. 
Ale takie jest życie...

Jeszcze my...

 

 

7 komentarzy:

  1. świetnie, że nowa praca daje ci satysfakcję, to dużo, kiedy wracasz do domu mniej zmęczona... świetnie, że Amelka rośnie, jest zdrowa, to najważniejsze...a co do męża to chyba tym facetom wszystkim sie w głowie poprzewracało, ma dom mądra i ładną żonę, córeczke ....czego chce więcej ? zazdrosny ? a może sie nie stara, nie wie, że powinien powiedzęc dobre słowo, przytulić....ale wy jesteście młodzi, a u mnie oboje po 60 i mojemu też sie pop.... ło, wmawia mi jakis kochanków, sam o siebie nie dba, a przecież było inaczej....
    cos z tymi facetam jest nie tak
    ale my kobiety trzymajmy sie razem !!!!
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że się odezwałaś :) Zaglądałam tu co jakiś czas i czekałam na kolejny wpis. Super, że w pracy czujesz się wreszcie spełniona, zadowolona i nie masz już tylu stresów, co w poprzedniej. Mam nadzieję, że między Tobą i Mężem też się jeszcze poprawi - stanowicie taką fajną rodzinkę razem, powalczcie o siebie nawzajem! A Motylek to taka śliczna dziewczynka i tak super się rozwija :) Pięknie razem wyglądacie ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykro mi, ze miedzy Wami tak kiepsko... Chyba kazdy zwiazek to sinusoida, Wy widocznie akurat znalezliscie sie na jej dole. Mam jednak nadzieje, ze wkrotce wszystko znow sie poprawi i znowu bedzie dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło czytać o pozytywach dotyczących Ciebie. Trochę smutniej o Was. Mam nadzieję, że nie odpuścicie i powalczycie o Siebie, Waszą Rodzinę i Melę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Walczcie o siebie razem, nawet jeśli się wydaje bez sensu, to sens jest ogromny... Łatwiej wyrzucić, trudniej naprawić. Ale warto. Dla siebie i dla małej :* Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie, że się odezwałaś.
    Czasami warto zaryzykować! Cieszę się, że nowa praca przyniosła tyle dobrego.
    Smutne jest natomiast to, co piszesz o Was... Jak wiesz, jestem ostatnią osobą, która może i powinna coś doradzać, bo u nas też zazwyczaj wzloty i upadki... Trzymam kciuki, żeby jednak wszystko się poukładało. Tyle już razem przeszliście, fundamenty są trwałe :* A że czasem zatrzęsie- tak bywa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze warto walczyć. Musicie tylko oboje tego chcieć.
    Fajnie że zmiana pracy wpłynęła tak pozytywnie na ciebie:)

    OdpowiedzUsuń